Żeby było ciekawiej, najpierw dostaliśmy 52 minutowy film - "Wake Up, Girls! Shinichin no Idol".
Wypada traktować go bardziej jak epizod 0. Bez niego ma się trochę wrażenie, że czegoś brakuje, dlatego też po 5 min pierwszego odcinka, stwierdziłem, że najpierw odpalam film. To był dobry wybór.
Na samym początku lądujemy w agencji artystycznej "Zielony liście", której szefuje pani powyżej. Rozwrzeszczana, paląca fajkę za fajką i pijąca piwo za piwem :D Interes się nie kręci, kolejni artyści rezygnują. I akurat w telewizji leci koncert pnącej się na szczyty popularności grupy idolek I-1 Club. Szefowa w napadzie entuzjazmu stwierdza, że też chce taką kurę znoszącą złote jajka. Jej jedyny podwładny, Matsuda ma znaleźć dziewczyny...
Poczciwy, ale trochę nierozgarnięty z niego gość, zaczepianie dziewcząt pod szkołą nie jest najlepszym pomysłem.
Pani naganiającej do burdelu yakuzy też...
Koniec końców udaje mu się jakieś dziewczyny znaleźć, niektóre nawet potrafią śpiewać.
Każda z nich ma nieco inne powody by zostać idolką, zarysowane dość szybko, ale nie wyjęte z tyłka. Meido cafe to nie jest praca marzeń.
Pojawiają się momentami poważne tematy, a przede wszystkim branża muzyczna nie zostaje ukazana w różowych barwach, życie zresztą też. Dziewczyna powyżej rzuca pracę w knajpie, bo kierownik obsobacza ją za bicie klientów, którzy tylko "lekko klepnęli ją w tyłek". Brawo Japonio, seksizm i przedmiotowe traktowanie kobiet są złe, miło, że jakieś anime mówi to wprost.
Śpiewaj, rozwiniesz się, tylko tak osiągniesz pełnię kariery. I te faje wszędzie, absolutnie wszędzie.
Ewentualnie przerwy na darcie gęby
Teraz trzeba tylko nauczyć je pracować razem.
Najlepiej wysyłając w teren, żeby śpiewały na dworcu autobusowym... Ale jeszcze kogoś brakuje. Bohaterki z najbardziej zarysowanym backstory, ale bez konkretów, zapewne będziemy się dowiadywać więcej w trakcie serii. Mayu Shimada była już kiedyś idolką, w tej wielkiej, słynnej grupie, którą widzieliśmy na początku. Coś się stało i zrezygnowała.
Slapstick w tym sezonie jest mocny, ale dobrze. Chociaż tutaj inny humor też ładnie pracuje, piosenki początkowo zamawiane przez szefową są, hmm, tanie
Za którymś razem w końcu pojawia się coś sensownego. Dalej mamy raczej standardową historię o uczeniu się współpracy, przełamywaniu trudności i ciężkiej pracy.
I plot twist, po którym w końcu Mayu dołącza do grupy. Widać, że to podkład pod serial, więc dziewczyny będą się jeszcze docierać.
No i dostajemy to co w tym filmie najlepsze, czyli koncert. Widać, że tu naprawdę się twórcy przyłożyli. Wszystko jest zrobione porządnie i bez cgi, a przynajmniej ja go nie widzę. I jest piosenka, piosenka jest bardzo przyjemna.
Dobór miejsca, jak widać tylko tu była wolna scena. :P
I to co najlepsze
Poza tym jest standardowy, stereotypowy psychofan
Podsumowanie:
Czego nie dostaliśmy? Nie dostaliśmy taniej, kiczowatej, bijącej po twarzy tablicą "łzy" dramy, moebloba, za wiele fanserwisu, z którego zresztą film się tłumaczy.A co dostaliśmy?
Całkiem przyjemne, ciepłe kromki życia o całkiem normalnych dziewczynach, które chcą zrobić karierę w showbizie, showbizie pokazanym z pewnym realizmem. Lekko krytyczne spojrzenie na fenomen idolek i branżę rozrywkową. Ładną piosenkę i dobrze zrobioną sekwencję występu. Graficznie wszystko jest przyjemne, nic nie razi po oczach.
Czuję się zaciekawiony co stanie się dalej z Wake Up, Girls! bo wejście filmowe miały bardzo dobre. Poza tym wszystkie seiyu głównych bohaterek przynajmniej wg tego co widziałem w sieci nie mają na koncie żadnych innych serii i ich imiona zgadzają się z imionami bohaterek. Mam wrażenie, że pojawi się w Japonii nowa grupa idolek... ;)
Encore jak krzyczy pan poniżej!
I na deser smaczek z pierwszego odcinka - jedyny film w kinie w Nowy Rok:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło jak coś od siebie napiszesz ;)