sobota, 2 sierpnia 2014

Majimoji Rurumo - pierwsze wrażenia

Adaptacja zakończonej mangi, pierwsza chyba od dawna jaką widzę, bo na ogół jakoś idące serie je dostają. Nie żeby ta była szczególnie godna uwagi, ale są w tym sezonie gorsze rzeczy.


Nasz mc jest szkolny zboczuszkiem, w zasadzie to jest zboczuszkiem legendarnym, ale w liceum wyjątkowo to nie jego wina, tzn. trochę jego bo jest kretynem i daje się wrobić prezesowi swojego klubu w różne rzeczy. Kouta, bo tak am na imię, należy do nieoficjalnego klubu okultystycznego złożonego z samych beznadziejnych otaku. Jej. Przypadkiem znajdują książkę i postanawiają sprawdzić czy rytuał spełniający życzenia zadziała. Oczywiście nikt nie czyta drobnego druku na samym końcu. Druku, który mówi, ze ceną za życzenie jest życie.
Następnego dnia pojawia się tytułowa Rurumo, czarownica, żeby wykonać mu podniebny pogrzeb.
Akcja sie trochę plącze, mc kończy żywy w szpitalu, a potem dostaje tajemniczą paczkę i wiedźma powraca.


Fabularnie zapowiada sie dużo wrabiania mc w głupoty, trochę majtków, trochę bicia mc poza ekranem. No i po openingu patrząc oczywisty romans mc z czarownicą. Nic szczególnie pasjonującego, ale jakoś nie odrzuciło mnie jak Tańce z Mieczami, jest takie whatever.

Graficznie nie jest bardzo typowo, ale nie jest też szczególnie łądnie. Gdzieś już taką kreskę widziałęm, nie pamiętam gdzie.


Reżyseruje pani Chikara Sakurai, która asystowałą przy Little Busters i robiłą trochę kluczowych animacji.
Jako Koutę mamy debiutanta, partneruje mu Suzuko Mimori, której ról poza Btooom zupełnie nie kojarzę (Cardfight Vangaurd jeszcze powiedzmy).


Jedna z tych serii whatever, nie rusza za bardzo, raczej przewidywalne, ale nie umarłem z nudów i powiedzmy ze ma szanse być przyzwoitym średniakiem a nie totalną kupą, ale raczej postoję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło jak coś od siebie napiszesz ;)