środa, 16 lipca 2014

Tokyo ESP - pierwsze wrażenia

Tak wiele promieni dawno nie widziałem. Cóż, Japończycy zrobili własną wersję X-menów, póki co bez nudnych idiotów, marudzącego profesorka z marną backstory, gównianej Jean Grey itd. Za to dużo przemocy, wybuchów i promieni. To co tygryski lubią najbardziej.




Mamy na początek całkiem fajnego głównego złego, który zajął parlament i lata nim nad Tokio, w międzyczasie wybijając ochroniarzy i większość posłów... Mamy miony szerzące chaos i zniszczenie na ulicach miasta, w którym i tak był jakiś stan wyjątkowy, bo wszędzie wojsko i czołgi. Mamy specjalny oddział do walki z paranormalsami, są nawet skuteczni + trochę ludzi plotkujących na temat MC, która pokazała się na jakieś ostatnie 10 sekund. A i jeszcze jakiś jej kolegów ratujących cywilów. Ogólnie jedno wielkie zawiazanie fabuły, które pasuje bardziej na finał serii niż początek, innymi słowy - JEST PIERDOLNIĘCIE. I trochę nie wiadomo jeszcze o co chodzi, poza tym, ze ci źli walczą z tymi dobrymi, ale wciaga na tyle, ze chcę wiecej.


Aktorsko błyszczy Yoshihisa Kawahara, główny zuy, profesor (in ur face X), ale to chyba dlatego, ze ma dużo kwestii, a dzieciaki mnie jakoś do siebie nie przekonały.
Muzykę robił Evan Call, amerykanin i wyszło mu baaardzo dobrze, ma naprawdę spory potencjał.
Graficznie jest dobrze, widać trochę CG, ale umiejętnie wkomponowanego i na tyle, krótko w kadże, że nie przeszkadza. Autorem bazowej mangi jest Hajime Segawa, który ma na koncie jeszcze Ga-Rei, z którego postać(i) i tu się wg MALa pojawiają. Ga-Rei: Zero mam na liście do obejrzenia, więc nie porównuję.
Ogólne wrażenia po pierwszym odcinku - whoa, wybuchy, chcę więcej! Ładne wybuchy. Fabuły za wiele nie zobaczyliśmy, ale i tka ma więcej sensu niż w x-menach... Na plus, na pewno lepiej niż hajpowane Akame ga kill

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło jak coś od siebie napiszesz ;)