czwartek, 17 lipca 2014

Strike Witches, czyli nie potrzeba spodni do walki z kosmicznymi najeźdźcami

W zeszłym roku uraczono nas wielce sympatycznymi Girls und Panzer, jedną z sympatyczniejszych serii sportowo-szkolnych jakie widziałem. Oglądając i komentując relatywnie na bieżąco, ktoś polecił mi Strike Witches, jako bardzo podobne, a jak się okazuje po części mające tych samych autorów. O ile GaruPan możecie bezpiecznie pokazać mamie, babci i wszystkim swoim koleżankom, tutaj mamy jednak ecchi, głównie majtkowe, chociaż i oppai są. Szczęśliwie pierwszą serię oglądałem w wersji z DVD, cenzura była brzydka w dalszych. A przed seansem trafiłem na Rysia poświęconego tej serii. Ale do rzeczy.




Zacznijmy może od świata przedstawionego - jest on alternatywną wersją naszego, można nawet znaleźć całkiem bogatą wiki opisującą różnice, z jednym maleńki ale, działa tu magia. Na tyle na ile pokazuje to anime oraz przetłumaczone LNki, na które trafiłem (jak na razie przeczytałem większą część Strike Witches: Suomus Iran-ko Chuutai, dosć wciągające, ale mocno różni się od anime) mogą się nią posługiwać tylko kobiety, do tego raczej młode, a przynajmniej u nich jest najsilniejsza. W przeciwieństwie jednak do większości światów fantasy na jakie można się natknąć tutaj magia jest bardzo ograniczona, o ile nie wspomaga jej technologia, dlatego też nie zatrzymał się on na poziomie średniowiecza. Mamy więc silniki magiczne - napędzane magią jak węglem czy benzyną, ale też zwykłe beznyniaki (niespójność, ups, ale nie to było celem twórców, i tak, jak na ecchi konstrukcja świata jest dość solidna i rozbudowana, a większość ciekawych rzeczy nieprzetłumaczona...) Otóż w owym świecie w 1939 r. pojawiają się kosmici, albo stwory z innej przestrzeni, w każdym razie obca i potężna siła, która zajmuje większą część Europy. Patrząc na mapy nietrudno zauważyć, że obcy zastąpili Nazistów, zasięg ich kontroli jest też bardzo podobny. Z obcymi trzeba walczyć, więc rządy wszystkich państw łączą siły, jakby nie to pewnie walczyliby ze sobą...



I tu wkraczają nasze dzielne wiedźmy, które zostają sformowane w eskadry i wypełniają dość typowe misje eskadry lotniczej. Ale od początku, najpierw poznajemy główną bohaterkę, Yoshikę Miyafuji. Yoshika chodzi do gimnazjum, jest trochę niezdarna, narwana i posiada bardzo potężną magię leczącą. Poza tym jak 90% żeńskiej populacji tego świata nie nosi spodni, ani spódnicy. Akcja zawiązuje się, gdy do jej domu przybywa major Mio Sakamoto, która chce ją namówić do zaciągu, ale Yoshika nie chce walczyć. Dziwnym trafem następnego dnia do domu trafia list od jej zmarłego/zaginionego ojca, co skłania ją do powtórnej rozmowy z Mio, a koniec końców podróży do Europy. W trakcie drogi ich lotniskowiec zostaje zaatakowany a Yoshika w obliczu zniszczeń w końcu decyduje się na walkę. Znajduje w hangarze zapasowy striker i rusza pomóc Mio. Po momentami zabawnej, a do tego całkiem efektownej walce eliminują wrogi statek powietrzny i w miarę bezpiecznie docierają do bazy.
Tutaj nasza bohaterka poznaje kolejne dziewczęta, zawiązuje przyjaźnie i trenuje. Mamy aż 11 bohaterek - wspomniane wcześniej Yoshika Miyafuji i Mio Sakamoto z Fuso, Lynette Bishop (Gritania), Perrine Clostermann (Galia), Minna-Dietlinde Wilcke (dowódca bazy), Gertrud Barhorn, Erica Hartmann (Karlsland), Charlotte Yeager (Liberion), Eila Ilmata Juutilainen (Suomus), Sanya Litvyak (Orussia), Francesca Lucchini (Romagna, odpowiednik Włoch). Każda wzorowana jest na jednym z asów lotniczych, na ogół o tym samym nazwisku, chyba tylko w przypadku Japonek były to jakieś kombinacje.
Ich uzbrojenie na ogół odpowiada historycznemu, podobnie strikery wzorowane są na odpowiednich samolotach, bądź ich kombinacjach. Strikery to te silniki które mają na nogach, rodzaj trochę nowocześniejszej miotły, który pozwala im bardzo szybko latać. Efektem ubocznym magii są zwierzęca uszka i ogonek.


Połowa odcinków na ogół poświęcona jest jednej-dwóm postaciom, trochę rozbudowuje charaktery i historie. Nie są może jakoś bardzo złożone, czy tragiczne, ale bardzo miło, że nawet w serii, która wydawać by się mogło, ma za zadanie li tylko eksponować fanserwis, znalazło się miejsce na rozwój postaci, ba znalazło się go więcej niż w niektórych seriach opisanych jako psychologiczne. Poza tym mamy przyjaźń i widowiskowe walki, momentami sporo humoru. Od 8 odcinka pojawia się ciągły wątek fabularny, którego wadą jest tak szybkie skończenie i nie pociągniecie go dalej w następnym sezonie, bo jest naprawdę ciekawy.



Graficznie jest ładnie, ogląda się bardzo przyjemnie, zwłaszcza animacje lotu i walk, do tego przyjemne, momentami jakby malowane tła. I w zasadzie to już wystarczy, żeby rzucić okiem.
Co do obsady ciężko mi coś więcej powiedzieć, poza tym, ze grają bardzo dobrze, jakoś bardziej wyróżnia się chyba Saeko Chiba (Sakamoto), ale to bardziej ze względu na ilość kwestii. Muzycznie jak najbardziej przyjemnie, pan Seiku Nagaoka zrobił porządną robotę. Na uwagę zasługuja zarówno bardoz pyrzjemny i wchodzący w głowę lekki opening STRIKE WITCHES ~Watashi ni Dekiru Koto~ jak i ending, Bookmar A Head, który śpiewa obsada, po każdym odcinku kto inny pojedynczo lub parami, po finale wszystkie razem. Reżyserował pan Kazuhiro Takamura, który zresztą odpowiadał za wszystkie części serii oraz Vividred Operation, a poza tym odpowiadał za animację w dużej liczbie znanych serii.

W kwestii fanserwisu - tak to jest ecchi, ale nienachalne, nikt nie wpycha nam w twarz majtek trzynastolatek, po prostu je widzimy, bo biegają i latają bez spodni. A ruszają sie dużo. Poza tym kilka scen łazienkowych. Jak dla mnie ideał proporcji fabuły do dodatków w tego typu seriach, ba fabuły jest dużo, nawet więcej niż w niektórych seriach, które z racji gatunku powinny ją mieć...

Podsumowując - jeśli nie boicie się zobaczyć trochę majtek, lubicie lekkie serie, które przy okazji nie obrażają waszej inteligencji i chcecie dostać na dokładkę trochę żartów i sporo akcji to trafiliście pod dobry adres, ta seria jest dla was. A przy okazji to kawałek solidnego anime.



5 komentarzy:

  1. Strike Witches... ile lat o tym słyszę i jeszcze tego nie oglądałem, może w końcu nadeszła ta pora. Jak tylko Grisaia mnie nie zabije (że też wpadli na genialny pomysł rzucenia anime na jesień), to pewnie to łyknę.
    Recenzja przyzwoita, jedynie skrót pierwszego odcinka (prawdopodobnie) mnie nie przekonał. Osobiście nie widzę powodu robienia streszczenia pierwszego odcinka w recenzji, ale to jest mniej lub bardziej kwestia gustu, natomiast dolałeś jeszcze oliwy do ognia robiąc to streszczenie na tyle suche, że uwierzyłem w jego absolutną zbędność :P
    Plus za wzmiankę o nawiązaniach historycznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, też mam Grisaię w planach. To bardziej miało być ogólne zarysowanie fabuły, faktycznie, trochę zbyt się skupiło na pierwszym odcinku. No rok na SW dobry, akurat we wrześniu ma wyjść pierwsze OVA Victory Arrow (fabularnie między drugą serią a filmem)

      Usuń
    2. To radzę ją wpierw przeczytać (przynajmniej Kajitsu). O ile mam nadzieję, że anime będzie oglądalne, to po Umineko jestem raczej sceptycznie nastawiony do adaptacji VN, chociaż późniejszy Steins;Gate jest uważany za dobrego, o WA2 słyszałem, że mimo iż trochę różni się od VN to jest to przyzwoita adaptacja, mnie osobiście WA2 się podobał. Postaram się więc być dobrej myśli. Nie zmienia to faktu, że doradzałbym przeczytanie Grisaii, szczególnie, że tłumaczenie jest podobno na wysokim poziomie (ostrzegam jednak, że to jest w cholerę czasu w plecy, samo Kajitsu ma ranking długości na vndb '> 50h').
      Zarysowanie fabuły było w porządku, ale nie widzę powodu dla którego 'Yoshika trafia do armii' miałoby w tym przypadku nie wystarczyć.
      Jak tylko skończę 'drugi' sezon Monogatari, to sobie zaaplikuję SW w czasie przerwy w HaruKuru/Grisaii.

      Usuń
    3. Do jesieni może się wyrobię. WA2?
      Bo motywacja i jej przemiana są dość istotne i warte podkreślenia, widać nie podkreśliłęm tego dość,

      Usuń
    4. White Album 2. Nie jest to kontynuacja, a część pierwszą w wersji animowanej przynajmniej (nie czytałem VN) stanowczo odradzam.
      Motywacja i przemiana są zapewne dość istotne, ale jedno, że jest to dość często przedstawić w recenzji, a dwa, że istotne są raczej nie dla samej recenzji (nie sądzę, żeby ktoś był zainteresowany anime z powodu takiego, że bohaterka zmieniła zdanie o tym, czy chce do woja trafić). Tak jak mówiłem wcześniej jednak, kwestia opisu pierwszego odcinka to jest moja osobista opinia tylko.

      Usuń

Będzie mi miło jak coś od siebie napiszesz ;)